Dzisiejszy post miałem opublikować wczoraj. I nawet zacząłem pisać, ale było już późno i stwierdziłem, że odłożę to na sobotnie przedpołudnie. Wczoraj sporo się działo. Od rana załatwiałem różne mniej lub bardziej dziwne i pogmatwane rzeczy. Najpierw musiałem zawieźć kota do weterynarza na kontrolę. I szybko go odwieźć do domu, bo stres spowodowany przebywaniem w transporterze był dla niego dość uciążliwy. Wszystko szło zgodnie z planem, gdy nagle okazało się, że załatwianie przedłużenia polisy ubezpieczeniowej samochodu w dzień roboczy długiego weekendu to sprawa dosyć trudna do załatwienia. Ale jakoś się udało. W tym miejscu pozwolę sobie serdecznie podziękować pewnej multi agentce ubezpieczeniowej z Pruszkowa, która pisemnie zaprosiła mnie do biura celem przedłużenia polisy. Zaprosiła mnie do biura, które niestety było zamknięte na cztery spusty! Sprawę załatwiłem w innej multiagencji... w Brwinowie. I bliżej i, jak się okazało taniej o ponad 200 PLN. Jak to dobrze, że pani z Pruszkowa pojechała sobie na urlop. Później zakupy. Oczywiście u moich ulubionych Pań w brwinowskiej piekarni na Rynku. Wracając do domu zauważyłem, że nagle zrobiła się 15.00. A przecież dopiero co była 12.00. Jak to możliwe? Moje plany na wczoraj runęły jak domek z kart. Zdążyłem na szczęście skosić trawę pomiędzy ulicą, a ogrodzeniem. Potem było już coś bardziej przyjemnego, czyli grill. A po grillu podlewanie krzewów. Gdy wracałem do domu z ogrodu na zewnątrz robiło się już ciemno.
Wróćmy jednak do tematu dzisiejszego posta. Do jego napisania zainspirowała mnie moja blogowa znajoma, która przedwczoraj opublikowała bardzo ciekawy wpis o parkach miejskich. Przedstawiła w nim ich rys historyczny oraz zaprezentowała Park Miejski położony w centrum niewielkiej dolnośląskiej miejscowości Syców. Wpis znajdziecie TUTAJ W Sycowie zdecydowano się na budowę wyniesionych ciągów pieszych, które nie ingerują w istniejący tam ekosystem. Bardzo mnie to zainteresowało gdyż dokładnie 10 lat temu w moim ogrodzie powstała kładka, której celem jest m.in. ochrona przyrody i ratunek dla korzeni drzew.
Wróćmy jednak do tematu dzisiejszego posta. Do jego napisania zainspirowała mnie moja blogowa znajoma, która przedwczoraj opublikowała bardzo ciekawy wpis o parkach miejskich. Przedstawiła w nim ich rys historyczny oraz zaprezentowała Park Miejski położony w centrum niewielkiej dolnośląskiej miejscowości Syców. Wpis znajdziecie TUTAJ W Sycowie zdecydowano się na budowę wyniesionych ciągów pieszych, które nie ingerują w istniejący tam ekosystem. Bardzo mnie to zainteresowało gdyż dokładnie 10 lat temu w moim ogrodzie powstała kładka, której celem jest m.in. ochrona przyrody i ratunek dla korzeni drzew.
Póki
co wróćmy jednak do 2006 roku. Początki ogrodu były skromne. Nie było
wtedy jeszcze ani chodnika ani kładki i pergoli, o których dziś będę
pisał.
Projektując
chodnik prowadzący od wejścia do ogrodu z ulicy do wejścia
do domu musiałem zmierzyć się z problemem korzeni drzew znajdujących się w miejscach, gdzie miała biec ścieżka. Korzenie te były albo tuż pod
powierzchnią ziemi albo wręcz wystawały nad ziemię. Początkowo myślałem o
ich wycięciu, ale dosyć szybko stwierdziłem, że po pierwsze mogę
poważnie uszkodzić system korzeniowy drzew (sosny i dęby), a po drugie
drzewa pozbawione grubych korzeni utrzymujących je w ziemi, mogą przy
pierwszym silniejszym wietrze przewrócić się i narobić wiele szkód. Poza
tym po prostu było mi szkoda ranić te piękne i stare okazy sosen i
dębów. W listopadzie 2006 roku powstał mój pierwszy chodnik. Dziś już
go nie ma, niestety zbutwiał. A szkoda, bo był naprawdę śliczny! Drewniane klocki zastąpiła niezwykle trwała kostka granitowa. Przy okazji zniknęły także drewniane obrzeża. W ich miejsca trafił granit.
Wyrwa
w chodniku przetrwała prawie dwa lata. Kładka nad korzeniami pojawiła
się w sierpniu 2008 roku. A wraz z nią pergola, która jest obecnie
czarodziejskim wejściem do ogrodu. Wtedy była jeszcze zupełnie łysa... i okropnie nowa.
Przy
pergoli posadziłem bluszcze irlandzkie, które niestety nie przetrwały.
Początkowo myślałem, że pnącza zmarzły. Z biegiem czasu nabrałem troszkę
wiedzy i doświadczenia, i dziś już wiem, że one po prostu zimą uschły.
Zabiła je długotrwała zimowa susza i (niestety) mój ówczesny brak doświadczenia w
uprawie tej dosyć wymagającej odmiany bluszczu. Gdybym je dobrze podlał
przed nadejściem zimy i podlewał je w przerwach pomiędzy okresami mrozów
na pewno by przetrwały. Poniżej zdjęcie z 2010 roku.
Na
miejsce bluszczy irlandzkich posadziłem ukorzenione przeze mnie
sadzonki bluszczu pospolitego Woerneri. Na przestrzeni lat ogród znów
zmienił kształt. W 2010 roku pojawił się nowy chodnik. W 2012 dosadziłem
też sporo nowych roślin. Bluszcz posadzony przy pergoli zaczął szybko
rosnąć.
W 2014 prawie cała budowla była już opleciona przez pnącze.
Bluszcz pomimo regularnego cięcia szybko rósł. Bardzo
podoba mi się taka zimozielona brama. Nawet jeśli widoczna jest w
lekkiej mgle listopadowego popołudnia z 2015 roku.
Wiosna 2018, początek maja. Hedera helix Woerneri i jego wielkie liście.
Kładka świetnie spełnia swoje zadanie. Kilka lat temu przeszła gruntowny remont. Jedna z podpór po prostu zbutwiała. Przy okazji wymieniłem też kilka desek. Wkrótce przejdzie drobny lifting. Kładkę trzeba regularnie, co ok. 2 lata zabezpieczać drewnochronem. Dziś wygląda niezbyt elegancko, tym bardziej, że na deskach osadza się pyłek z kwitnących właśnie drzew.
Szczerze mówiąc teraz, gdy pergola nie jest już nowa, a kładka i kostka granitowa noszą już znaki użytkowania i ślady przemijającego czasu cały ten ciąg komunikacyjny wygląda o wiele bardziej atrakcyjnie niż wtedy, gdy wszystko było nowe. Pomiędzy kostkami pojawiły się machy i porosty. Jej szarość wygląda bardzo naturalnie. No i nie bije po oczach blask świeżo łupanego, srebrnego wręcz granitu.
Po kilku latach rośliny stworzyły tu uroczą, zimozieloną przestrzeń. Co prawda wiosną i latem pełno tu komarów i innych dziwnych fruwaków, ale za to jest równie dużo pająków, które sprytnie je likwidują. Przede wszystkim jednak ta burza zieleni cieszy moje oczy przez cały rok.
A co Wy sądzicie o takim wejściu? Czy podoba się Wam pomysł z kładką i pergolą?
Wspaniały pomysł, po latach stało się to miejsce z duszą. Miłego wypoczynku Andrzeju!:)
OdpowiedzUsuńWitaj, bardzo dziękuję za miłe słowa. Czasami jak oglądam zdjęcia ogrodu sprzed kilku lat to aż trudno mi uwierzyć, że tak wiele się tu zmieniło. Ogród to wspaniałe hobby :-) Serdeczności, miłej i słonecznej niedzieli :-)
UsuńAndrzejku, pergola wygląda zjawiskowo. Bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńKładka to świetny pomysł.
Och! Widzę, że wszędzie ten sam problem z ubezpieczeniami?
Serdecznie pozdrawiam:)
Witaj Lusiu :-) Cieszę się, że pergola Ci się podoba. Podpowiem Ci, że mam ukorzenione sadzonki tego cudownego bluszczu :-) Co Ty na to? A z ubezpieczeniem... Uff, na szczęście wszystko dobrze się skończyło :-) Serdeczności, wspaniałej niedzieli dla Was!
UsuńDrewniana ścieżka była bardzo ciekawa. Szkoda, że nie oparła się upływie czasu...
OdpowiedzUsuńNo niestety, trzy lata wystarczyły... I nadawała się do wymiany. Butwiejące drewno, do tego po deszczu bardzo śliskie. ładne ale niepraktyczne. Takie klocki natomiast świetnie wyglądają powtykane w trawnik. Mogą wtedy służyć jako mini chodnik, ale na pewno nie jako ciągle użytkowany ciąg komunikacyjny. Pozdrowienia.
UsuńMasz rację, że taki spatynowany ogród wygląda znacznie lepiej:D.
OdpowiedzUsuńPytanie techniczne mam: jak się wymienia pojedyncze zbutwiałe belki w takiej obrośniętej pnączem konstrukcji?
Witaj. Hmmm, jak wymienić belki... Nie mam pojęcia, bo nigdy tego nie robiłem w pergoli. Zmieniałem jedynie deski i belki w kładce. Ale... Ja bym delikatnie podwiązał bluszcz, obciął zbutwiałe belki i krok po kroku zastępował je nowymi, delikatnie wkładając je między pnącze, tam gdzie były stare. Oczywiście wcześniej trzeba je zabezpieczyć drewnochronem. Serdeczności!
UsuńKładka to idealne rozwiązanie w tym przypadku, w połączeniu z zieloną pergolą nadają niespotykanego charakteru, który wyróżnia ogród! :-)
OdpowiedzUsuńHej, ja to nazywam bramą do tajemniczego ogrodu. Chociaż w sumie wszystko widać z ulicy ;-) Pozdrowienia :-)
UsuńFajnie ;)
OdpowiedzUsuńJa co prawda chciałam kupić pergole drewniane tarasowe , ale taka, jaką Ty masz, też była u nas, na ogródku. I powiem wam, że niesamowicie mi się podobała, ale prawda jest taka, że nie umiałam tak roślin skłonić do rośnięcia. Miały być róże, a co wyszło... Sami wiecie.
OdpowiedzUsuń