Jak wiecie od 25 lutego jestem w Krynicy-Zdrój. W poniedziałek 26 lutego rozpoczął się mój trzytygodniowy turnus sanatoryjny. Czas pędzi jak szalony i w najbliższy poniedziałek 19 marca wracam już do domu. Pewnie myślicie sobie, że oprócz zabiegów niewiele się tu dzieje. No i że kuracjusze mają mnóstwo wolnego czasu i zbijają baki leżąc pół dnia w łóżku. Może niektórzy tak, ale znaczna większość z nas aktywnie spędza wolny czas, którego tak naprawdę tutaj nie brakuje. A jak wygląda przeciętny dzień kuracjusza? Pokażę Wam to na moim przykładzie.
Pobudka ok. 06.15, szybka toaleta i malutkie pierwsze śniadanie. 2 kromki pieczywa chrupkiego z mięsiwem i serem białym, do tego 3 pomidorki koktajlowe. O 07.00 półgodzinna gimnastyka, potem inne zabiegi m.in. sucha kąpiel CO2. Przed 09.00 mam już je za sobą.
O 09.00 szef kuchni zaprasza na śniadanie. Sami oceńcie jego jakość. Szału nie ma, a pewną część ciała czasami faktycznie może urwać. Podobnie zresztą jak po innych tutejszych posiłkach.
Po śniadaniu mam w zasadzie czas na pisanie bloga. Ale nie zawsze bo... przed południem gramy w ping-ponga, czasami trzeba wyskoczyć po jakieś zakupy (na śniadanie, owoce na przekąskę przed obiadem i cokolwiek na drugą kolację), albo po prostu iść na spacer. O 13.30 mamy obiad. A po obiedzie znów czas na wycieczki lub spacery. Jeśli nie jadę gdzieś dalej to o 15.00 na godzinę idę na siłownię. Dziś to się nie uda bo przede mną ostatnia już wycieczka szlakiem architektury drewnianej.
18.10 to pora kolacji. O 19.00 znów ping-pong. W tym samym czasie część z kuracjuszy wyrusza do pobliskich lokali pokołysać się przy muzyce. O ile rzecz jasna to, co tam grają można nazwać muzyką. Nie byłem, nie oceniam. Wolę ping-ponga. Potem kąpiel, odpoczynek, TV, internet. O 20.30 druga, bardzo skromna kolacja. Po 23.00 trzeba iść spać.
W tzw. międzyczasie jeszcze odwiedziny u nowych znajomych, rozmowy, żarty, kawa, czasem coś słodkiego. I czas leci... nie wiadomo kiedy minęły już prawie 3 tygodnie.
Dzięki pobytowi w Krynicy odkryłem wiele ciekawych miejsc. Podróż Małopolskim Szlakiem Architektury Drewnianej, kilka wycieczek na Słowację m.in. w Tatry Wysokie czy do Bardejowa. Do tego zwiedzanie Piwnicznej-Zdrój i Nowego Sącza. Wiele atrakcji znalazłem w samej Krynicy. Pijalnie wód, Muzeum Zabawek, pomniki, deptak i piękna architektura uzdrowiskowa wyjątkowo przypadły mi do gustu. Odkryłem tu również sporo zimozielonych roślin liściastych. Przede mną jeszcze Muzeum Nikifora i koncert orkiestry zdrojowej.
Wkrótce na blogu opublikuję kilka postów, w których opiszę najciekawsze i najprzyjemniejsze wycieczki, zarówno te bliskie - piesze jak i te dalsze - autokarowe. Będzie o Krynicy i o jej sławnych mieszkańcach. Napiszę o cerkiewkach i o Łemkach, o tutejszych atrakcjach i o klimacie Krynicy. Bo przecież nie samymi krzaczkami żyje człowiek.
Serdecznie zapraszam do codziennej lektury bloga.
Zapowiadają się ciekawe posty, będę zaglądać. Pozdrawiam Andrzeju!
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam :-) Pozdrowienia!
UsuńMiło się to czyta
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuje za miłe słowa :-) Pozdrowienia!
UsuńFaktycznie, czas pędzi jak szalony. Dopiero wyjeżdżałeś do Krynicy a poniedziałek już wracasz.
OdpowiedzUsuńJa chcę do takiego sanatorium. Oczywiście takie zupki omijam z daleka. Czekam na Bardejów zimową porą. To miasteczko mnie oczarowało. Jest cudowne. Oczywiście czekam na relacje ze szlaku architektury drewnianej.
Byłam w Muzeum Nikifora. Warto odwiedzić p[onieważ nie wiadomo kiedy znowu zaitasz do Krynicy.
Andrzejku, życzę promyków ciepła, radości i pogodnych dni:)
Witaj Lusiu. Zupę mleczną doprawiam "na słono" pieprzem ziołowym, solą ziołową i czosnkiem granulowanym. Inaczej byłaby niejadalna. Można też ją posłodzić ale staram się unikać cukru. W Bardejowie była fatalna pogoda, pochmurno i szaro... Dawne cerkiewki mnie urzekły. Nawet teraz, gdy jest szaro i buro wyglądają cudownie. Niektóre z nich zwiedziłem w środku :-) Do Nikifora na pewno popędzę, a może i na koncert też się uda :-) Serdeczności!
UsuńPo dwóch pobytach w sanatorium, mogę tylko potwierdzić, że posiłki nie mają nic wspólnego ze zdrowym odżywianiem :(
OdpowiedzUsuńCzekam na opisy wycieczek :)
Święta racja. Śmiem powiedzieć, że jest wręcz na odwrót. Serwowanie zimą sałaty masłowej, rzodkiewki czy zielonych ogórków jest bezsensowne. Warzywa te są o tej porze roku bezwartościowe, pełne chemii i po prostu drogie. Tłusty salceson i mielonka to też masakra. Może zamiast rzodkiewki podać ogórka kiszonego? Co do wycieczek... Bedą już niedługo na blogu :-0 Pozdrowienia, miłego weekendu!
Usuń