Zgodnie z wczorajszą obietnicą dziś wybierzemy się w podróż do przeszłości. Nasze wojaże zakończymy co prawda na teraźniejszości, jednakże wyprawę zaczniemy od 2006 roku, kiedy zaczął powstawać mój ogród. W październiku 2005 roku wprowadziłem się do mojego domu. Przez zimę i wiosnę wile myślałem o otoczeniu mojego domu. Nie było mnie wtedy stać na wynajęcie projektanta, ale za to od pomysłów aż bolała głowa. Wiosną się zaczęło. I trwa tak do dziś. Wciąż jakieś zmiany, nowe rośliny i nowe... pomysły. Na przyszły rok już tez mam kilka nowych dzieł do wykonania.
Póki co wróćmy jednak do 2006 roku. Początki ogrodu były skromne. Nie było wtedy jeszcze ani chodnika ani kładki i pergoli, o których dziś będę pisał.
Projektując chodnik prowadzący od wejścia do ogrodu z ulicy do wejścia
do domu musiałem zmierzyć się z problemem korzeni drzew znajdujących się
na miejscu gdzie miała biec ścieżka. Korzenie te były albo tuż pod
powierzchnią ziemi albo wręcz wystawały nad ziemię. Początkowo myślałem o
ich wycięciu, ale dosyć szybko stwierdziłem, że po pierwsze mogę
poważnie uszkodzić system korzeniowy drzew (sosny i dęby), a po drugie
drzewa pozbawione grubych korzeni utrzymujących je w ziemi, mogą przy
pierwszym silniejszym wietrze przewrócić się i narobić wiele szkód. Poza
tym po prostu było mi szkoda ranić te piękne i stare okazy sosen i
dębów. W listopadzie 2006 roku powstał mój pierwszy chodnik. Dziś już go nie ma, niestety zbutwiał. A szkoda, bo był naprawdę śliczny!
Wyrwa w chodniku przetrwała prawie dwa lata. Kładka nad korzeniami pojawiła się w sierpniu 2008 roku. A wraz z nią pergola, która jest swego rodzaju czarodziejskim wejściem do ogrodu.
Przy pergoli posadziłem bluszcze irlandzkie, które niestety nie przetrwały. Początkowo myślałem, że pnącza zmarzły. Z biegiem czasu nabrałem troszkę wiedzy i doświadczenia i dziś już wiem, że one po prostu zimą uschły. Zabiła je długotrwała zimowa susza i niestety mój brak doświadczenia w uprawie tej dosyć wymagającej odmiany bluszczu. Gdybym je dobrze podlał przed nadejściem zimy i podlewał je w przerwach pomiędzy okresami mrozów na pewno przetrwałyby.Poniżej zdjęcie z 2010 roku.
Na miejsce bluszczy irlandzkich posadziłem ukorzenione przeze mnie sadzonki bluszczu pospolitego Woerneri. Na przestrzeni lat ogród znów zmienił kształt. W 2010 roku pojawił się nowy chodnik. W 2012 dosadziłem też sporo nowych roślin. Bluszcz posadzony przy pergoli zaczął szybko rosnąć.
W 2014 prawie cała budowla była już opleciona przez pnącze.
Poniższe zdjęcie zrobiłem wczoraj. Bluszcz pomimo przycięcia znów urósł. Bardzo podoba mi się taka zimozielona brama, Nawet jeśli widoczna jest w lekkiej mgle listopadowego popołudnia.
A co Wy sądzicie o takim wejściu? Czy podoba się Wam pomysł z kładką i pergolą?
Jak dla mnie super sprawa! Podoba mi się takie wejście do ogrodu!
OdpowiedzUsuńDzięki :)
Usuń