Wejście do mojego ogrodu od strony ulicy nigdy nie było najmocniejszą stroną mojej działalności upiększająco - ogrodniczej. Jest to jedno z niewielu miejsc, gdzie rano słońce operuje ze zdwojoną siła. Do tego piaszczysta gleba i już mamy zestaw, który powoduje, ze niewiele roślin chce tam rosnąć. Kiedyś posadziłem tam juki karolińskie, ale to był niewypał bo ich liście wystawały poza obszar dla nich przeznaczony. Teraz w tym miejscu sadzę kwiatki. Wiosną bratki, a latem, aksamitki. Lubię aksamitki, ich kolory i... odporność na suszę. W ubiegłym roku po lewej stronie od furtki tuż za przestrzenią przeznaczoną dla kwiatków posadziłem trzmieliny. Sam je ukorzeniłem! Niestety w tym roku pracownicy firmy koszącej trawę przy posesjach od strony ulicy poszli na całość i wykosili również moje trzmieliny.
Dziś mój przyjaciel wysłuchał mojego biadolenia na temat juk, które rosną w łukach przy bukszpanach. Kiedyś faktycznie rosły tam same juki, potem je przesadziłem i znalazły swój nowy świat przy oczku wodnym. na ich miejsce posadziłem rok temu bukszpany. Prawdopodobnie w zimie pozostały jednak fragmenty kłącza juki i teraz co jakiś czas mam niespodziankę jukową pośród bukszpanów. No i kiedy tak biadoliłem, że to nie dla nich miejsce, że przeszkadzają itp. mój kumpel podpowiedział mi żebym je posadził przy wejściu. Cóż za odkrycie, miał rację! Natychmiast chwyciłem z szpadel i przesadziłem młode sadzonki.
Tak to wygląda teraz.
W ramach działań profilaktycznych obsypałem juki korą sosnową, tak aby z daleko było widać, że to nie jest zielsko i że nie należy ich kosić!
Dziś też znalazłem ciekawego gościa w moim ogrodzie. Ale o nim napiszę jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz