Kilka dni temu na blogu opublikowałem statystyki za lata 2012 - 2016. Tak, tak... Niedługo upłynie 5 lat odkąd piszę bloga. Dziś zapraszam Was na przegląd tego co działo się w Zimozielonym ogrodzie (i nie tylko) w pierwszej połowie ubiegłego roku.
Styczeń rozpoczął się okresem sporych mrozów. Po ciepłych Świętach Bożego Narodzenia 2015 przyszło znaczne ochłodzenie. Temperatury przy gruncie nocami spadały do -23 stopni C. Taka nagła zmiana aury zaszkodziła niektórym roślinom. W moim ogrodzie zmarzła m.in. trzmielina japońska, która od kilku lat z powodzeniem rosła pod gołym niebem i przeżyła surową i długą zimę 2012/2013 bez żadnych uszkodzeń.
Na Trzech Króli spadł śnieg, ale to był dopiero początek opadów.
19 stycznia zrobiło się naprawdę zimowo. Sporo śniegu i mróz. A do tego słońce. Trzeba przyznać, że okolica wyglądała bajkowo.
Już kilka dni później zima jednak odpuściła. A pod koniec stycznia zrobiło się ciepło. Temperatury wzrosły powyżej 0 i nawet nocami nie było przymrozków. Do tego pogoda dopisywała. Ogród wrócił do swojego zielonego koloru.
Taka pogoda utrzymywała się również na początku lutego. Dzięki temu już pod koniec pierwszej dekady miesiąca mogłem uporządkować i wygrabić trawnik.
Walentynki bardziej przypominały wiosnę niż środek zimy. Było ciepło i słonecznie, a w ogrodzie kiełkowały już pierwsze kwiaty cebulowe.
Kilka dni przed końcem lutego trawnik powoli zaczynał się zielenić. A jeszcze miesiąc wcześniej lażały na nim resztki śniegu.
W Dzień Kobiet kwitły już krokusy.
Dokładnie w połowie marca zima przypomniała sobie o nas na moment. Spadł śnieg, ale dosyć szybko stopniał.
Koniec trzeciego miesiąca roku obfitował w słoneczną i ciepłą pogodę. Termometry niejednokrotnie pokazywały ponad 10 stopni, a w powietrzu czuć było zapach rozpoczynającej się właśnie kalendarzowej wiosny.
W drugiej połowie marca w ogrodzie pojawiły się bratki. Posadziłem ja jak zwykle przed wejściem do ogrodu oraz w doniczkach na schodach. Pod koniec marca dołączyły do nich żonkile. Tęskniłem już za kwiatami na schodach!
W pierwszej połowie kwietnia wiosna opanowała już całą okolicę. A do bratków i żonkili dołączyły prymulki, hosty i drobne krzewy, które umieściłem w koszach z doniczkami.
W połowie kwietnia dookoła robiło się coraz bardziej zielono. Brakowało mi tych widoków!
Trzecią dekadę kwietnia spędziłem w Gruzji. Tam to dopiero jest wiosna! Wspaniała roślinność ogrodu botanicznego w Batumi zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Co ciekawe, Gruzja przywitała mnie deszczem i zimnem. Było chłodniej niż w Polsce. Ale już od drugiego dnia zrobiło się ciepło i przyjemnie. Bardzo przyjemnie! Do tego jeszcze pyszne jedzenie, wino... Cóż więcej potrzeba do szczęścia?
Gdy pod koniec kwietnia po kilku dniach nieobecności wróciłem do domu w ogrodzie robiło sięjuż kolorowo. Zakwitł różanecznik Scarlet Wonder i skalnice! Kwitły też tulipany i hiacynty, ale na poniższym zdjęciu prawie ich nie widać.
Pierwsza połowa maja to gwałtowny rozkwit kilku odmian różaneczników Progres i Scintilation. Inne kwitną nieco później. Dzięki różnicom w terminie kwitnienia różaneczników i azalii rosnących w moim ogrodzie kolorowy spektakl trwa od drugiej połowy kwietnia aż do połowy czerwca.
12 maja klon palmowy Dissectum Garnet, który rośnie przy oczku wodnym miał już pięknie wybarwione listki. A trzmieliny z nim sąsiadujące popuszczały mnóstwo nowych przyrostów.
Kilka dni na przełomie 2 i 3 dekady miesiąca spędziłem w Mediolanie. Odwiedziłem też inne piękne miejsca we włoskiej Lombardii takie jak jezioro Como czy Bergamo.
Po powrocie do domu zastałem ogród pełen kolorów. Koniec maja to szczytowy moment kwitnienia różaneczników i azalii wielkokwiatowych.
Na początku czerwca spotkała mnie niemiła niespodzianka. Magnolia grandiflora, która bez problemów rosła, zimowała i nawet raz zakwitła w moim ogrodzie z dnia na dzień dosłownie zmarniała. Przypuszczam, że coś podgryzło jej korzenie.
11 czerwca po raz trzeci jako uczestnik i zarazem sponsor brałem udział w kolejnej edycji Festiwalu Otwarte Ogrody. Tym razem wspierał mnie miesięcznik Magnolia i niezawodny Fiskars.
Koniec drugiej dekady miesiąca to wspaniały rozkwit kwiatów i piękna, świeża zieleń. Zarazem to tez już końcówka wiosny. Za chwilę będzie kalendarzowe lato!
W ubiegłym roku zaczęło się ono z przytupem. A w zasadzie z wielkim chlustem. 26 czerwca okolice Warszawy nawiedziła potężna ulewa. W ciągu kilkudziesięciu minut podtopiło cały ogród, a oczko wodne miejscami wystąpiło z brzegów! Woda wymył korę sosnową. Miejscami było jej po kostki. Na szczęście ulewa nie trwała w nieskończoność. A woda szybko wsiąkła w ziemię.
Tak właśnie wyglądała pierwsza połowa 2016 roku. A co działo się w drugiej? Jeśli jesteście ciekawi to zapraszam do codziennej lektury bloga. Już wkrótce opublikuję drugą część podsumowania 2016 roku!
W dzisiejszym poście dałeś mi zastrzyk radości. Wiosenne kwiaty na schodach, krokusy na Dzień Kobiet cieszą najbardziej. Ja jestem ich bardzo spragniona.I chociaż w domu cały czas są tulipany, róże, hiacynty to jednak te z ogrodu inaczej pachną i inaczej się prezentują.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Cieszę się Lusiu, że poprawiłem Ci humor :-) Jeszcze troszkę, już niedługo... I będziemy mieć piękną wiosnę :-) Serdeczności!
UsuńOgród wśród drzew wspaniale prezentuje się na przestrzeni tych kilku miesięcy. Wydaje mi się, że najpiękniejsza w Twoim ogrodzie jest wiosna z kwitnącymi azaliami i różanecznikami. Czekam na drugą część i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWitaj! Bardzo dziękuję za miłe słowa. Kocham mój ogród o każdej porze roku, ale faktycznie masz rację! Najpiękniejszy jest wiosną, kiedy kwitną azalie i różaneczniki, a świeża zieleń ma dziesiątki odcieni. Druga część pewnie będzie pojutrze albo za dwa dni :-) Pozdrowienia!
Usuń