Nadchodzące Święta to dobry czas na wspomnienie tych, których już pośród nas nie ma. Ludzie się rodzą i umierają, a my w zasadzie przechodzimy obok tych faktów nie zauważając ich. No chyba, że dotyczy to kogoś bliskiego albo znanego. Dziś przedstawię Wam sylwetkę człowieka, którego nigdy nie poznałem. Nawet nigdy nie widziałem go na oczy. A przed jego śmiercią nigdy o nim nie słyszałem. Wydaje się Wam to trochę niewiarygodne? Absolutnie nie. I już wyjaśniam skąd takie wspomnienie.
Pamiętacie jak ponad dwa miesiące temu wystosowałem na blogu apel o przyjęcie sadzonek araukarii do ogrodów botanicznych, arboretów, parków czy innych publicznie dostępnych miejsc? Z prośbą o pomoc w dystrybucji tych drzewek zwrócił się do mnie Pan Michał, syn opisywanego dziś Lecha Maksymowskiego. Jego tata w swoim ogrodzie w Zalesiu Górnym pod Warszawą wyhodował z nasion kilkadziesiąt sporych sadzonek araukarii! Tata odszedł, a sadzonki potrzebowały nowego opiekuna. Ale o tym będzie troszkę dalej.
Pod koniec listopada, niewiele ponad 3 tygodnie temu miałem przyjemność odwiedzić ogród Pana Lecha. Niestety jego właściciel, jak już wspomniałem odszedł w lipcu tego roku, i to kilka dni po moich urodzinach. Wtedy jeszcze nie słyszałem o nim. A ogród... zrobił na mnie ogromne wrażenie. Mnogość gatunków i odmian roślin przyprawia o zawrót głowy. Wspaniałe różaneczniki, ogromne azalie wielkokwiatowe, lasek magnolii i olbrzymia magnolia parasolowata... Ostrokrzewy, laurowiśnie, derenie, różnej maści iglak. Zresztą sami zobaczcie.
Pan Lech Maksymowski (1931-2017) był absolwentem
Politechniki Warszawskiej. Przez wiele lat zajmował się eksportem i importem urządzeń
technicznych polskiego przemysłu energetycznego. Reprezentował polskie firmy w
Iraku, Brazylii, Nigerii i Chile. W Chile pełnił zaszczytną funkcję Radcy
Handlowego Rzeczpospolitej Polskiej. Jako miłośnik bliskich i dalekich podróży
poznał zarówno cały kraj jak i wszystkie kontynenty. Podróżowanie ułatwiała mu
komunikacja z miejscową ludnością, gdyż biegle władał 4 językami obcymi.
Największą jego pasją była przyroda we wszystkich jej przejawach. Od rodziny
Pana Lecha wiem, że wszędzie gdzie był zakładał mniejszy lub większy ogródek. W
Nigerii wyhodował owocujące krzewy granatu. Nasiona pochodziły z Maroka. Co
ciekawe, w nigeryjskim ogródku wyrosły również małe słoneczniki (nasiona z
Polski). Kochał też ptaki – znał się na nich jak mało kto. Uczestniczył w akcji
liczenia bocianów, jeździł regularnie na spotkania i wycieczki ornitologiczne.
W ogrodzie budki dla ptaków i karmniki znalazły się niemal na każdym drzewie. W
ostatnim okresie życia Pan Lech mocno zainteresował się pszczołami samotnikami,
zbudował dla nich specjalne domki.
Pan Michał opowiadał mi, że jego tata zawsze
miał w kieszeni plastikowe torebeczki – gdziekolwiek był szukał i zbierał
nasiona i siewki ciekawych roślin. Próbował je potem sadzić i siać w doniczkach
na oknie i w ogrodzie. Wiele z nich rośnie i ma się świetnie, a ogród w Zalesiu
Górnym gdzie Pan Lech mieszkał z rodziną przypomina egzotyczną, ciekawą dżunglę.
W Chile zafascynowały go Araukarie. Jeździł tysiące kilometrów by obejrzeć
stare lasy tych drzew. Przywiózł do Polski ogromne szyszki i gałęzie które
zdobią taras (w domu się nie mieściły!). Do tego także wielką torbę nasion. Z
sukcesem wyhodował w Zalesiu młode siewki (pod gołym niebem), przystosowując je
powoli do polskiego klimatu. Z kolejnej wyprawy do Chile przywiózł
prawie pół walizki świeżych nasion, które osobiście zebrał w rejonie gdzie
najbujniej rosną. Razem z araukariami w bagażu były między innymi siewki akacji
- do dziś uparcie zaczynają kwitnienie we wrześniu mając „wdrukowaną"
informację, że właśnie zaczyna się wiosna.
Wśród wielu roślin moją ciekawość i zachwyt wzbudziła ogromna jak na polskie warunki szydlica japońska.
Obok drzew i krzewów są też byliny. hosty już dawno są niewidoczne, ale ciemiernik zrobił na mnie wrażenie.
A jak Wam się podoba taka mahonia? Dla mnie bajka!
Wspaniały pieris japoński, a obok niego... karmik. Pan Lech bardzo dbał o ptaki!
Z każdej podróży, z różnych zakątków
świata, przywoził roślinne trofea. Owocem tego jest prezentowany dziś fascynujący mini ogród botaniczny, znajdujący się
przed skromnym domkiem w Zalesiu Górnym. Szkoda, że życie każe rodzinie Pana
Lecha pożegnać się z tym ogrodem. Jest jednak nadzieja, że następny jego
właściciel nie zaprzepaści efektów pasji i pracy Lecha Maksymowskiego. Od jego bliskich wiem, że zawsze
mówił, iż przyroda jest jego pasją i powołaniem, a bycie handlowcem i dyplomatą
to jedynie sposób na życie.
Chylę czoła przed tym wspaniałym, ciekawym życia
człowiekiem. Bardzo żałuję, że nasze drogi nigdy się nie skrzyżowały... Pamięć
po nim pozostanie w araukariach. W całej Polsce! Dzięki naszej akcji sadzonki
trafiły m.in. do Arboretum w Wojsławicach, Ogrodu Botanicznego PAN w stołecznym Powsinie i na Hel. Wiosną kilka z nich trafi do
ogrodów najbardziej znanych w kraju blogerów ogrodniczych. A parę sztuk na
stałe już pozostanie w Zimozielonym ogrodzie. Dziękuję Panie Michale! Dziękuję
Panie Lechu! Za pasję i charyzmę trwające nawet w tym "drugim" życiu!
Piękna opowieść Andre i prawdziwa - pozdrawiam serdecznie Marii
OdpowiedzUsuńSerdeczności Marii, dziękuję :-)
UsuńTo był na pewno bardzo ciekawy człowiek na pewno z ogromną pasją do ogrodu I roślin w ogóle. Szkoda, że nie udało wam się spotkać i wymienić doświadczeniami. Niesawity ogrod!!! Jakie duże zimozieleńce jak na ogrod prywatny, nie do wiary wrecz!!! :-) Widać, że Pan bardzo lubił rośliny zimozielone, także zimozielone liściaste, a może zwłaszcza I to od dziesiecioleci... Milo, ze pozostanie po Nim ślad w historii poprzez arakuarie - co za cierpliwość z ziaren wyhodować tyle drzewek :-)
OdpowiedzUsuńTak, niesamowita postać. Bardzo żałuję, że nigdy osobiście nie poznałem Pana Lecha. Roślinność jest faktycznie imponująca. W rzeczywistości wygląda jeszcze lepiej niż na zdjęciach. Tym bardziej, że fotki są z końca listopada. Więc jak tam musi być pięknie w sezonie :-) Araukariami byłem zszokowany! Coś wspaniałego! Serdeczności!
Usuń