Kilka dni temu na blogu przedstawiłem Państwu statystyki za pierwsze półrocze 2016 roku. Obiecałem wówczas, że w innym poście podsumuję krótko ten okres. Dlatego też dziś zapraszam na przegląd tego co działo się w tym czasie w moim ogrodzie... i nie tylko.
Rok zaczął się od zabójczego ataku zimy. Zimy bez śniegu, za to z dużym mrozem. Po niezwykle ciepłym grudniu nadszedł nadzwyczaj mroźny styczeń. W Boże Narodzenie było jeszcze +15 stopni, kilka dni później -20.
Pod koniec pierwszej dekady stycznia spadł wreszcie śnieg. Mróz za to zelżał, ale wciąż było bardzo zimno.
Druga połowa stycznia przyniosła ostatni w zasadzie oddech zimy. Posypało, przymroziło i... odpuściło. Niestety nagła zmiana aury z przełomu roku i brak śniegu spowodowały, że kilka roślin w moim ogrodzie obumarło. Wiosną musiałem pożegnać się z trzmielinami japońskimi, oliwnikiem czy kaliną cynamonolistną (co było do przewidzenia). Na szczęście tak delikatne rośliny jak aukuby japońskie czy skimie japońskie wytrzymały tą zmienną i kapryśną aurę.
Początek lutego to już przedwiośnie. Temperatury powyżej 0 stopni C i moje liściaste rośliny zimozielone sprawiły, że w ogrodzie na przekór kalendarzowi było cały czas zielono i przyjemnie.
W lutym po raz pierwszy w życiu wziąłem udział w Spotkaniu Blogerów Ogrodniczych. Było to jedno z wydarzeń poznańskich Targów Gardenia. Wspaniałe spotkanie, cudowni ludzie, fantastyczna atmosfera... Już nie mogę się doczekać kolejnego spotkania, które odbędzie się na początku wrzesnia podczas warszawskich targów Zieleń to Życie.
Marzec przyniósł prawdziwą choć czasem dosyć kapryśną wiosnę. Ciepłe i słoneczne dni poprzeplatane były okresami chłodów. Na szczęście zima już nie powróciła.
Wiosna pokazała swoje wspaniałe oblicze także w Wielkanoc.
Kwiecień to pierwsze kwiaty. Nie tylko w moim ogrodzie.
Kolorowo zaczęło robić się także w Ogrodzie Botanicznym PAN w warszawskim Powsinie.
Trzecia dekada kwietnia to wyjazd do Gruzji. Ten wspaniały kraj zrobił na mnie ogromne wrażenie i mam nadzieję, że jeszcze tam kiedyś powrócę. Tym bardziej, że pomimo intensywnego zwiedzania zostało mi jeszcze sporo miejsc do odwiedzenia.
Najpiękniejszy miesiąc roku... Maj! Ach jak zielono i kolorowo.
Przełom drugiej i trzeciej dekady miesiąca spędziłem w Mediolanie. Zarówno miasto jak i cała Lombardia zrobiły na mnie ogromne wrażenie.
Po powrocie ogród powitał mnie kolorami. Wspaniale kwitnące różaneczniki i azalie wielkokwiatowe oraz przyjemna pogoda wprawiły mnie w zachwyt. Koniec miesiąca to także zakończenie pewnego etapu w moim życiu. Ale w końcu życie to seria początków, a nie łańcuszek zakończeń.
Świeża zieleń i kwiaty. Tak wyglądał tegoroczny czerwiec. Dosyć wysokie temperatury i odpowiednia dawka wilgoci sprawiły, że wszystko rosło jak na drożdżach.
W ostatnią niedzielę czerwca ulewa kompletnie zalała mój ogród. Wyglądał jak wielkie jezioro, a oczko wodne po raz pierwszy w historii wystąpiło z brzegów.
Początek drugiego półrocza to znów pogodowa ruletka. Upały na przemian z burzami i wichurami, ulewy, grad... Jak będzie dale? Czas pokaże, a ja na pewno napiszę o tym na blogu.
Serdecznie zapraszam do codziennej lektury!
Też byłam w tym roku w tej Katedrze bardzo fajna :)
OdpowiedzUsuńPiękna :-) Ogólnie całe miasto bardzo mi się podobało. Bardzo fajnie było nad Naviglio Grande :-) Super miejsce, fajne jedzenie i atmosfera! Pozdrowienia!
UsuńSpojrzałam na pierwsze zdjęcie i przestraszyłam się, że u Ciebie śniegiem sypnęło! Nie da się ukryć, że nasz klimat przestaje być umiarkowany. Z roku na rok jest też coraz więcej anomalii pogodowych. Nie bardzo mi się to podoba ale pozostaje się przystosować. Miłej niedzieli Andrzejku!
OdpowiedzUsuńFakt, klimat szaleje. Sam nie wiem co o tym myśleć ale też nie za bardzo mi się to podoba. Serdeczności Ewuniu, miłej niedzieli!
UsuńMoże zabrzmi przewrotnie, ale ten ogród w zielonym deszczu podoba mi się najbardziej. Wygląda jak las deszczowy.
OdpowiedzUsuńHe he, trochę tak. Co ciekawe ta ulewa i mini powódź miały zbawienny wpływ na rośliny. Wreszcie dostały trochę więcej wody. Tak to tylko lekki deszczyk lub podlewanie. A tu prawdziwa kąpiel ;-) Pozdrowienia!
Usuń