Kiedy za oknami pogoda byle jaka fajnie jest wrócić sobie wspomnieniami do chwil, kiedy było ciepło i słonecznie. Dziś jednak zamiast oglądać wiosenne czy letnie kwiaty pojedziemy na wirtualną wycieczkę do Gruzji. Ten piękny kraj odwiedziłem ponad 9 miesięcy temu, ale na blogu póki co ukazała się tylko część moich przyrodniczych, architektonicznych i turystycznych wspomnień.
Gruzja to kraj położony już w Azji. Od Europy oddziela ją potężny łańcuch górski Kaukazu. Góry te mają niebagatelny wpływ na klimat ale także krajobrazy Gruzji. Swoją podróż po tym kraju rozpocząłem od Batumi, gdzie udałem się tuż po wylądowaniu w Kutaisi. Potem było Gori, Tbilisi i Sighnaghi. Później jeszcze skalne miasto... Dziś jednak chciałbym skupić się na perełce architektonicznej wschodniej części kraju jaką jest właśnie Sighnaghi.
Droga prowadząca z Tbilisi na wschód, w kierunku granicy z Azerbejdżanem początkowo spełniała standardy w miarę europejskie. Ale po przejechaniu kilkunastu kilometrów okazała się nie lada wyzwaniem. I nie mówię tu o przebiegających przez niezbyt szeroką dróżkę dzikich kozach czy przełażących powoli żółwiach ale o dziurach i wyrwach stanowiących zagrożenie życia dla podróżnych. Co gorsza nie było przed nimi żadnego oznakowania ani informacji. Po prostu nagle pojawiały się metrowej głębokości wyrwy, bo akurat jakaś ekipa miała fantazję i nie oznakował robót, które były tam prowadzone. Na szczęści takie niespodzianki były tylko w jednym miejscu. Potem jechało się już w miarę normalnie, jak na warunki gruzińskie oczywiście.
Niecałe 120 km na wschód od Tbilisi u podnóży Kaukazu leży Sighnaghi. Krajobrazy w tym regionie przypominają trochę Toskanię. Piękne wzgórza, cyprysy, pola winorośli... Po prostu pięknie. Widoki z trasy wielokrotnie zapierały dech w piersiach. Do tego jeszcze ośnieżone góry które majaczyły na horyzoncie. W pewnym momencie, gdy minęliśmy kolejne kręte serpentyny naszym oczom ukazało się miasteczko.
To Sighnaghi. Jedno z najmniejszych ale też najpiękniejszych miast Gruzji. Mieszka tu na stałe niewiele ponad 2000 mieszkańców, ale miejsce to jest często odwiedzane przez tabuny turystów, również z Polski. Do niedawna mało znane, od kilku lat stało się perłą w koronie gruzińskich zabytków.
Jak podaje Wikipedia aktualne terytorium miasta zostało zasiedlone w okresie paleolitu, w średniowieczu miasto było znane jako Hereti, a od XV wieku jako Kiziqi. Pierwsza wzmianka o Sighnaghi (co w języku tureckim oznacza "port") jako osadzie została zarejestrowana w drugiej połowie XVIII wieku. W 1762 r. zlecono wykonanie planu miasta oraz budowę fortecy, by uchronić osadę przed atakami Dagestańczyków. Według spisu ludności z 1770 r. Sighnaghi zamieszkiwało 100 rodzin,
głównie trudniących się handlem i rzemiosłem.
Kiedy w 1801 roku Gruzja została
przyłączona do Imperium Rosyjskiego Sighnaghi uzyskało oficjalnie status miasta, dodatkowo stało
się stolicą prowincji Sighnaghi. Miasto szybko rozrastało się w czasach ZSRR. Było wtedy ważnym ośrodkiem rolniczym w okolicy. Jednak ciężki kryzys
ekonomiczny post-radzieckiej Gruzji znacząco odbił się na Sighnaghi.
Miasto zostało objęte rządowym (i współfinansowanym przez organizacje
międzynarodowe) programem rekonstrukcji zabytkowego centrum oraz
infrastruktury. Spowodowało to znaczący rozwój turystyki w regionie.
Miasto ma powierzchnię 2,978 km² i zamieszkuje je 2146 osób. Sighnaghi leży w regionie Kachetii, około 113 km na południowy wschód od stolicy Gruzji Tbilisi. Położone jest na wschodnim wzgórzu pasma górskiego Gombori, pomiędzy dolinami rzek Iori i Alazani. Jest to region rolniczo-sadowniczy. W chwili obecnej gospodarka miasteczka opiera sięna turystyce oraz produkcji wina i tradycyjnych dywanów.
Usytuowane jest na wysokości 790 m n.p.m.,
skąd roztacza się widok na Alzańską równinę oraz w oddali na szczyty Wysokiego Kaukazu.
Sighnaghi leży w strefie łagodnego, wilgotnego klimatu. Występują
tutaj cztery pory roku, z łagodnymi zimami oraz gorącymi latami.
Najwyższa średnia temperatura występuje w lipcu i wynosi 24,3°C,
podczas gdy najniższa średnia temperatura notowana jest w styczniu u
wynosi 0,2 °C. Przeciętne roczne opady wynoszą od 602,1 do 949,7 mm, najbardziej deszczową porą roku jest wiosna i wczesne lato.
W Sighnaghi i jego okolicach znajduje się wiele historycznych i
kulturowych zabytków. W 1762 r. powstały mury obronne
miasta. Tutejsza twierdza była uważana za jeden z najbardziej
solidnych systemów obronnych w całej Kachetii.
W budowie twierdzy, oprócz miejscowych wzięli udział również mieszkańcy
wszystkich okolicznych wsi. Podczas wrogich ataków ukrywali się oni wraz ze swoim dobytkiem w
twierdzy, a ci chłopi, którzy mogli walczyć
mieli obowiązek bronić wyznaczonego im terytorium.
Twierdza zajmowała
powierzchnię około 40 ha. W swoim ogólnym planie twierdza przypomina
zamkniętą łamaną krzywą, ponieważ odpowiada ona kształtowi góry, na
której została wybudowana. Całkowita długość murów twierdzy
wynosi 2,5 km. Mury posiadają 23 wieże obronne oraz 5 wejść. Główne wejście,
znane jako Magaros Wiszkari, łączy twierdzę bezpośrednio z miastem i
jest chronione przez dwie boczne wieże obronne. Punkty obronne
usytuowane są tak, aby razić wroga ogniem krzyżowym. Budowa wieży
pozwalała także na odparcie ataków wewnątrz twierdzy. W XIX wieku w związku z rozbudową miasta, część twierdzy została zagospodarowana pod zabudowę mieszkalną.
W Sighnaghi znajdują się dwie cerkwie – Świętego Jerzego oraz Świętego Szczepana. Natomiast 2 km od Sighnaghi znajduje się monastyr Bodbe z relikwiami Świętej Nino. Jest to miejsce pielgrzymek Gruzinów.
Lokalne muzeum etnografii i archeologii istniejące od lat 50. XX
wieku, w 2007 roku przemianowano na Muzeum Sighnaghi.
Wiele gruzińskich miast odbiega standardami czystości od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Przy drogach rosną "drzewa reklamówkowe" tzn. na każdym krzaku czy drzewku wiszą porozrywane torby foliowe, wyrzucane przez okna samochodów. Ale Sighnaghi jest czyste! Podobnie jak cała okolica! Nie ma tu ani jednego najdrobniejszego śmiecia. Można? Można!
To piękne miasteczko warte jest odwiedzenia. w połączeniu ze wspaniałą okolicą i widokami zrobiło na mnie niezapomniane wrażenie, czego i Wam życzę!
Serdecznie zapraszam do codziennej lektury bloga!
Takie drzewa reklamówkowe to ja i w Polsce widuję (jedno w Parku na Polu Mokotowskim).
OdpowiedzUsuńA czy smakowałeś gruzińskiego wina?
Tak, to prawda, ale mimo wszystko u nas ten gatunek drzew nie jest aż tak popularny jak w Gruzji ;-) Faktem jest jednak, że krajobrazy, jedzenie i wino oraz życzliwi ludzie powodują, że człowiek nie zwraca uwagi na taki lekko azjatycko-radziecko-arabski bałaganik. Winka piłem różne i bardzo mi smakowały. Piłem też coś co nazywa się tam czacza. Okropnie mocny bimber. Ale daliśmy radę. Pozdrowienia!
UsuńWspaniała relacja i fantastyczne krajobrazy. Czy dużo podają baraniny i sera owczego?
OdpowiedzUsuńTo mnie przeraża. Co tam lekki bałaganik. Gdy wypije się troszkę dobrego gruzińskiego winka i jest się na małym rauszu nie zwraca się na to uwagi.
Serdecznie pozdrawiam:)
Wiesz co Lusiu, nie jadałem tam baraniny... Ani sera owczego... Właśnie teraz mi to uświadomiłaś! O raju, a powinienem... Ale za to jadłem prawie codzienne ser koci... przepyszny! Winko gruzińskie szumiało nam wraz z serem kozim ;-) Ach... marzenia! Chciałbym do tego jeszcze chimkali albo jakieś fajne chaczapuri. Nawet chyba chaczapuri bardziej :-) Coś dla takich misiów jak ja :-) Serdeczności Lusiu!
UsuńOooo matko, jak to edytować? Chodziło mi o ser kozi, a nie koci :-)
Usuń